Witajcie, koledzy planszówkoentuzjaści!

Zapraszam na 3 część!

A teraz, jednym wielkim skokiem przenosimy się do Meksyku, ale takiego przedkolumbijskiego bo wrzucam na ruszt grę Tzolk’in Kalendarz Majów.

Tak całkowicie na marginesie i jako ciekawostkę polecam mój wpis na bloga PZ o grze Coathl – również w tych klimatach (choć wpis lepszy niż gra ;)).

Podczas jednego z ostatnich spotkań w 2023 r. zabrałem grupę śmiałków w magiczną podróż do czasów, gdy Majowie rządzili za pomocą kukurydzy i tworzyli architekturę, której nawet dzisiejsi architekci im zazdroszczą.

Jak mogliśmy się przekonać, życie Indian było jak wielkie reality show, ale zamiast kłótni i dramy, obracało się wokół kalendarza Tzolk’in, który był jak ich własny magiczny spin-off „Jak optymalnie wykorzystać 260 dni na przyjemność i korzyść”. Dzięki niemu wiedzieli, kiedy najlepiej sadzić rośliny, urządzać mega-ceremonie i stawiać posągi sławnych … myśliwych.

W tej rewolucyjnej grze, gracz zostaje przywódcą jednego z plemion Majów. Pytanie brzmi: Czy uda Ci się zaimponować bogom i zrobić swój własny majówkowy chillout?

W centrum gry mamy coś, co brzmi jak nowy hit wśród mechanicznych wynalazków – zębatkowy kalendarz – ale nie jest już taki nowy – gra pochodzi z 2012 ro.. To nie jest zwykły kalendarz – to jak zegar z pięcioma kółkami akcji, którym możesz kręcić jak DJ na imprezie. Planując swoje działania, musisz być jak DJ, który czyta tłum, tylko że w tym przypadku tłum to plansza do gry.

W swojej turze możesz położyć robotnika, co brzmi jak zwykła praca, ale nie myl tego z nudą. Możesz też podnieść robotnika, co jest jak podniesienie ręki na lekcji – i tu zaczyna się prawdziwa zabawa. Bo podnosząc robotnika, robisz coś specjalnego zależnie od tego, z którego miejsca go wziąłeś. To jak przyjęcie nagrody, ale bez szklanej statuetki – chociaż jedzenie, które możesz zdobyć, jest prawie tak dobre.

Ale uwaga, nie jesteś DJ-em bez odpowiedzialności. Gra kończy się po jednym obrocie kalendarza, więc musisz zdecydować, czy zaimponować bogom, składając im ofiary, czy być jak inżynier Majów i zbudować najbardziej epicką świątynię. Wybór jest twój, ale pamiętaj, że gniew bogów jest jak tłuste frytki przed snem – lepiej ich unikać.

Zbieraj plony, zdobywaj surowce, buduj wieże wyższe niż twoje ambicje i rób to wszystko, zanim bogowie zaczną wymachiwać palcem. Bo jak mówią starożytni Majowie: „Lepiej zagrać w ich grę niż spaść z kalendarza”.

Kolejna przygodę którą wybrałem, zawdzięczamy Wydawnictwu Galakta i grze Wampir: Maskarada – Wendeta. 

O czym jest ta gra, a o wesołych przygodach pasterza owiec i złego wilka … a tak poważnie to:

W samym środku amerykańskiego chaosu, gdzie koszmary noszą garnitury, a wilki w ludzkiej skórze mają własne strefy wpływów, znajduje się Chicago – miejsce, w którym klejnot koronny Camarilli jest bardziej lśniący niż najjaśniejszy dyrektor finansowy. Książę Kevin „Łapacz Nocnych Wilków” Jackson, po zaciętej wojnie z wilkołakami, obejmuje rządy w mieście niczym kogut Waldek na podwórku.

Chociaż oficjalnie spokrewnieni z Chicago utrzymują pozorny pokój, popierając ostozębatego Księcia, to niektórzy z nich w sekrecie rozpoczęli zakulisowe manewry. Planują obalenie władcy, a jak każdy wie, przy zmianie władzy nie obędzie się bez porządnej dawki humoru i przelanej krwi.

Wampir: Maskarada – Wendeta, to nie tylko gra karciana, ale też prawdziwy rollercoaster emocji. Bruno Faiduttiego i Charliego Clevelanda stworzyli ją zapewne po tym, jak oglądali, jak kogut Waldek zdobywa teren na podwórku. Od 3 do 5 graczy, wcielając się w spiskujące wampiry, będą się ścigać po dzielnicach miasta, starając się zyskać poparcie wpływowych popleczników. Jakież to niesamowite, prawda?

Wybierzcie swojego wampira spośród klanów, tak jakbyście wybierali z menu dostarczanego przez najlepsze lokale w Chicago. Brujah, Gangrel, Malkavianie, Nosferatu, Toreadorzy, Tremere, Ventrue – każdy klan to inny smak, jak hot dog z chińskim sosem. Waszym zadaniem będzie zdobywanie punktów wpływów, tak jakbyście zbierali dolary z chodników.

W trakcie trzech rund, gracze będą rzucać do gry karty i żetony krwi, walcząc o poparcie popleczników w różnych dzielnicach miasta. Będziecie knuć jak najtajniejsze stowarzyszenie. Nowe karty na początku każdej rundy pozwolą Wam zaskakiwać przeciwników nowymi, równie zaskakującymi jak skład parówek, mocami.

Tak więc, ruszcie do walki o tron Chicago. Bo w świecie wampirów, podobnie jak w świecie ludzi, każdy marzy o byciu Księciem.

I tym oto płynnym ruchem przejdziemy do przeszliśmy do degustacji winna i do Viticulture Essential Edition … ale po kolei.

Oto właśnie drogi graczu dostałeś w spadku nędzną winnicę na odludziu w okolicach Toskanii… a może to było w Łomiankach. Twoje całe bogactwo to teraz kawałek gleby, stara tłocznia, piwniczka o rozmiarze kurnika, trzech pracowników i oczywiście – marzenie o tym, by twoja winnica była najlepsza we Włoszech, a może i na całym świecie.

Twoim zadaniem będzie kierowanie zespołem pracowników i zapraszanych specjalistów. 

Produkcja wina to zadanie całoroczne, a z każdą porą roku pojawiają się nowe wyzwania. Zimą pracownicy będą robić co innego niż latem, a to nie tylko dlatego, że w Łomiankach śniegu nie brakuje. Przy pomocy pracowników i zaproszonych gości rozbudujesz swoją winnicę, stawiając dodatkowe budynki, sadząc winorośle i realizując zamówienia na wina. I to wszystko, by zbliżyć się do spełnienia marzenia o stworzeniu najświetniejszej winnicy w Toskanii… przepraszam, w Łomiankach.

Viticulture to taka gra strategiczna, oparta na takiej jednej mechanice, o której pewnie słyszałeś, zwanej „worker placement”. No i oczywiście, zanurzysz się w świat staroświeckich toskańskich winnic, bo gdzie inaczej mógłbyś się zanurzyć? Przecież to nie tylko winnica, to prawdziwy styl życia.

Rozgrywka w Viticulture – zabawa w rundach, czyli latach. Każdy rok podzielony jest na cztery etapy, czyli pory roku, bo takie mamy standardy. Gracze rozmieszczają swoich pracowników i zapraszają gości, bo co to za winnica bez gości? Latem rozmieszczają pracowników na polach akcji, żeby sadzili winorośle i budowali cuda ulepszające winnicę.

Te akcje to przedmiot prawdziwej, krwiożerczej rywalizacji, bo wszyscy chcą być lepsi niż reszta.

Jesień to czas, gdy goście pomagają pracownikom, bo przecież niech się chociaż raz wykażą w końcu też chcą się napić wina. Zimą pracownicy znów idą na pola akcji, ale tym razem, żeby zbierać grona, produkować wina i realizować zamówienia na dostawę trunków. Bo przecież ta musi być na czas.

Celem gry jest zdobycie jak największej liczby Punktów Zwycięstwa (jak ja lubię takie gry), bo w Toskanii jak i na całym świecie liczy się reputacja. Gra Viticulture to niewątpliwie światowy hit (TOP 50 na liście bgg). A ta edycja (Essential Edition) to druga odsłona gry, wzbogacona o kilka elementów z dodatku „Toskania”, wybranych osobiście przez Uwe Rosenberga – tego sławnego gościa od gier.

No więc, co tu dużo mówić – zasady są takie łatwe, że nawet twoja babcia mogłaby zagrać, regrywalność jest jak u kota z piłką, a skalowalność… no cóż, myślę, że nawet twoja winnica może się skalować.

Różnorodność rozgrywek, wyzwania, klimat, powiązanie zasad z mechaniką, wszystko to wykonane na piątkę z plusem to wszystko sprawia, że w zaczyna się prawdziwe Święto Wina.

Zaginiona Wyspa Arnak, wydana przez Wydawnictwo Rebel, to fascynująca gra, która zasłynęła jako jedna z najlepszych, zajmując miejsce w czołówce rankingu BoardGameGeek (BGG – TOP 50).

Stanowi połączenie mechanik budowania talii i rozmieszczania robotników (tutaj w roli archeologów) sprawia, że każde spotkanie z grą staje się unikalnym , niezapomnianym doświadczeniem.

Uczestnicy pierwszego spotkani z cyklu „Zagraj z Conradem” zostali zaproszeni do eksploracji nieodkrytych obszarów planszy, gdzie musieli wytężyć szare komórki aby skutecznie zarządzać zgromadzonymi zasobami.

Podczas wyprawy na nieznaną wyspę Arnak gracze stają przed zadaniem poprowadzenia badawczej ekspedycji w poszukiwaniu tajemnic wymarłej cywilizacji.

Muszą zaopatrywać swoje ekspedycje, eksplorować dżunglę w poszukiwaniu artefaktów i fascynujących stanowisk archeologicznych, a także stawić czoła strażnikom tych miejsc. Najważniejsze jednak to przeprowadzenie badań na podstawie znalezisk, co może prowadzić do odkrycia zaginionej świątyni a także dostarczyć dodatkowych Punktów Zwycięstwa.

Karty, oprócz standardowych efektów mogą posłużą również do rozmieszczania pracowników, a odkrywając nowe obszary wyspy, uczestnicy gry odkryją zupełnie nowe akcje do wykonania. Niektóre z tych akcji będą wymagały posiadania konkretnych zasobów, co podkreśla istotę ich strategicznego pozyskiwania.

Gracze zdobywają punkty za swoje osiągnięcia, a na zakończenie gry ujawni się, kto poprowadził najbardziej udaną wyprawę, zdobywając tytuł zwycięzcy. Zaginiona Wyspa Arnak to rozbudowana, wielowymiarowa planszówka, która nie nudzi się szybko. Ograniczenie do jednej akcji na turę wymusza na graczach podejmowanie trudnych decyzji, co umożliwia wypracowanie różnych strategii działania w zależności od dostępnych możliwości.

Mimo pozornej jakby się zdawało losowości elementów początkowych, sama rozgrywka skupia się na trudnych, taktycznych decyzjach, które mają wpływ na ostateczny wynik. Ostatecznym celem jest zdobycie największej liczby Punktów Zwycięstwa, a zwycięzcą tego wyścigu rodem z Indiana Jonesa staje się gracz, który osiągnie ich najwięcej.

I to już koniec mojego podsumowania i tak jakby „Zagraj z Conradem” a jako, że życie nie znosi pustki, możecie mnie (i nie tylko mnie spotkać) spotkać w (prawie) każdy wtorek na evencie zwanym „Nauka zasad”.

Od siebie tylko dodam (może lekko sentymentalnie), że czas spędzony razem przy tych wszystkich grach a przede wszystkim z tymi wszystkimi współgraczami był dla mnie bardzo  wyjątkowy. Wspólne strategie, śmiechy, emocje – wszystko to tworzyło niezapomniane chwile, które na zawsze wrzucę w specjalne miejsce w mojej pamięci.

Dziękuję za każdą rozgrywkę, za każdy ruch, za każdy moment dzielony razem.

Niech ten wpis będzie jednocześnie obietnicą nowych rozdziałów. Kto wie, może już niedługo zasiądziemy przy innym stole, by znowu cieszyć się grą i wspólnym towarzystwem. Dziękujemy, że byliście częścią „Zagraj z Conradem”. Do zobaczenia przy nowych planszach i nowych przygodach.

Z tego miejsca bardzo dziękuję: Karolinie, Łukaszowi, Konradowi, Marcie, Marcie, Eli, Piotrkowi, Paulinie, Maćkowi i pozostałym uczestnikom rozgrywek w następujące gry:  Tzolk’in Kalendarz Majów, Na skrzydłach, Lacrimosa, Roll Player, Władcy nocy, Anno 1800: Gra planszowa, Bestia, Zombicide: Undead or Alive, Yamatai, Władca pierścieni wędrówki przez śródziemie, Concordia, Viticulture Essential Edition, Aeon’s End: Nowy początek, Zombicide: Black Plague. Abyss, Altiplano, Capital, Terraformacja Marsa, Kemet, Talisman: Magia i miecz, Neuroshima Hex, Vampire: Maskarada Wendeta, Najeźdźcy z Północy, Wysokie napięcie, Small World Warcraft, Puerto Rico, Zaginiona Wyspa Arnak.

 

Konrad Staniszewski

uśmiechnięty mężczyzna w czarnej koszulce stoi przy barze w lokalu z grami planszowymi
Loading spinner