Od momentu, kiedy Azul szturmem zdobył Essen, mamy wysyp wielu, mniej lub bardziej udanych, gier logiczno- abstrakcyjnych. Wydawnictwo Muduko, nie chcąc pozostać w tyle, wydało swoją pierwszą „dużą” grę, wpisującą się we wspomniany charakter. Mowa tu o Holi: Festiwal kolorów autorstwa Julio E. Nazario, która swoją premierę miała na początku września.

Czy tytuł ten jest w stanie przebić się przez gąszcz abstraktów i stanąć na półce obok wspomnianego Azula, Sagrady, Calico? Czy posiada unikatową mechanikę, która pozwoli jej zaistnieć samoistnie, a nie jako substytut innych tytułów? I w końcu, czy jest to dobra i wciągająca gra? Na te pytania postaram się szczerze i obiektywnie odpowiedzieć.

Zacznę od tego, że dość sceptycznie patrzę na tytuły, które pną się do góry (i nie chodzi mi o popularność czy sprzedaż).

 

zdjęcie drugiego poziomu z 4 pionkami widoczne żetony słodyczy i koloru na drugim poziomie przez przezroczysta plansze widoczny dolny poziom z ułożonymi żetonami

 

Po doświadczeniach z M/S Batory i Everdell, gdzie elementy trójwymiarowe okazały się niepraktyczne, nieczytelne bądź szybko ulegały zniszczeniu, raczej niechętnie patrzę na tego typu gry, a przynajmniej pomijam, tam gdzie to możliwe, zawarte w nich budowle.

W przypadku Holi muszę jednak przyznać, że wszystko wydaje się mocne, solidne i trwałe. Wielokrotne składanie i rozkładanie planszy nie spowodowało widocznych uszkodzeń. Jest to o tyle ważne, że tutaj nie możemy sobie „spłaszczyć” rozgrywki i musimy za każdym razem zbudować trójwymiarową planszę. Ten element wykonania na pewno zasługuje na brawa, ale czy jest wygodny dla użytkownika? O tym później.

Ale o czym właściwie jest ta gra?

Wiem, że w abstraktach fabuła ma małe znaczenie, ale na przykład trudno przekonać do rozgrywki w Calico osobę, która nie lubi kotów. Holi pod tym względem jest dość neutralna. Wcielamy się w niej w uczestników hinduistycznego święta radości i wiosny. Jednym z elementów jego obchodów jest obrzucanie się nawzajem kolorowym proszkiem. I właśnie na tej części skupia się gra. Co prawda radość odczuwa tu głównie osoba wygrana, ale niech będzie, że zdobywamy radość, a nie punkty zwycięstwa!

Tym radosnym sposobem płynnie przechodzimy do opisu mechaniki gry.

Najpierw jednak uruchommy naszą wyobraźnię i zmieńmy kolorowy piasek w żetony. Każdy z graczy ma przydzielony jeden kolor i otrzymuje dopasowane do niego pionek, zestaw żetonów i karty. W swojej turze gracze wykonują, w dowolnej kolejności, co najmniej jedną z trzech dostępnych akcji. Mogą rzucić piaskiem (jest to akcja obowiązkowa), czyli ułożyć żetony w kombinacji ze swoim pionkiem zgodnie ze schematem na zagranej karcie (ewentualnie można zagrać kartę zakrytą i położyć jeden żeton na dowolnym pustym polu). Mogą poruszyć się pionkiem. Jeżeli staną na polu, gdzie znajdują się żetony słodyczy, zbierają je do swojej puli (tak samo jeżeli staną na polu z żetonem kolorowego piasku). I w końcu mogą przenieść swój pionek na wyższy poziom. Gracz ma taką możliwość, kiedy jego pionek jest otoczony z czterech stron żetonami koloru.

 

zdjęcie wybranych kart ze schematami kolorów różnych graczy na kartach rozsypane żetony kolorów i słodyczy na boku leży niebieski pionek w kształcie pawia

Podczas rozgrywki w Holi mam podobne odczucia do tych, które spotkałem w grze Reef. Tutaj też, mając podgląd na wybrane karty, mogę sobie zaplanować kilka ruchów w przód, aby wycisnąć z nich jak najwięcej punktów. No i też układam jakiś schemat.

Jednak Holi znacząco różni się od innych gier z rodziny abstraktów. Przede wszystkim wszyscy gramy na jednej, trójwymiarowej planszy. To nie jest pasjans, ale walka o przestrzeń. Dodatkowo „strzelamy” do siebie kolorem, bo jak mój żeton znajdzie się na pionku przeciwnika, trafia on do jego puli. Każdy taki żeton w zbiorze innego gracza daje mi na koniec gry dwa punkty. Przy takiej emocjonalnej interakcji, sami rozumiecie, że trudno tu mówić o radości.

Przy tym wszystkim ścigamy się, aby jak najszybciej znaleźć się na wyższym poziomie.

Z tymi poziomami też jest mnóstwo zabawy. Przede wszystkim każdy żeton, na koniec gry, daje nam punkty. Punkt na najniższym poziomie, 2 punkty na kolejnym i na najwyższym otrzymujemy aż 3 punkty. Dodatkowo żetony mogą spadać na niższe poziomy, jeżeli pod spodem nie napotkają żadnych przeszkód. Taką jest jedynie inny żeton. To powoduje, że jeżeli w porę nie ruszymy wyżej, to możemy być z góry „ostrzelani” kolorem przeciwnika.

widok na górny poziom gry Holi przez przezroczystą plansze widać drugi poziom na którym stoją 4 pionki

 

Przy tych wszystkich decyzjach musimy również pamiętać o zbieraniu żetonów słodyczy. Każdy gracz, z mniejszą ilością słodyczy niż my, daje nam aż 5 punktów na koniec gry. Jakby tego było mało, gra zawiera wariant zaawansowany, gdzie możemy dostać dodatkowe punkty za zrealizowanie kart celów. To wszystko powoduje, że gra szybko się nie znudzi, pomimo ograniczonej puli kart ze schematami.

Omawiając ten tytuł nie można pominąć wspaniałej grafiki w wykonaniu Vincenta Dutrait.

Okładka przyciąga wzrok i nie wiedząc o czym jest ta gra i tak chce się ją mieć na półce, chociażby dla ozdoby. Ale to nie piękno grafik, do których już współczesne gry nas przyzwyczaiły, a pionki zachwyciły mnie najbardziej. Każdy reprezentuje inne zwierzę i każdy dodaje dodatkowego urok tej grze. Świetnie się nimi gra i świetnie wyglądają na planszy. W ogóle rozgrywka, z każdą kolejną turą, w przyjemny dla oka sposób, rozbudowuje i koloruje pola planszy. Bardzo lubię, gdy gra, wraz z jej trwaniem staje się wizualnie pełniejsza. Tutaj takich odczuć jest mnóstwo.

widok na drugi poziom gry Holi na którym stoją 4 pionki i kilka żetonów koloru

Wracając jednak do praktyczności rozgrywki.

No cóż, póki gra toczy się na najniższym poziomie, to siłą rzeczy się garbię. Jednak przy tej długości rozgrywki nie jest to aż tak upierdliwe i nie powoduje bólu pleców, ale mimo wszystko, jest to lekki dyskomfort. Przestrzeni pomiędzy poziomami jest sporo i ja, z całą moją niezgrabnością, ani razu nie trąciłem planszy na tyle mocno aby żetony się przemieszały, co by niewątpliwie zakończyło rozgrywkę. Staram się jednak ostrożnie podchodzić do ruchów i wykładania żetonów, bo ryzyko niechcącego trącenia planszy jest tutaj dość spore. Może to trochę zniechęcać do tego tytułu. Pomimo że zasady gry są dość proste i ośmiolatek spokojnie im powinien sprostać, to właśnie ze względu na powyższe manualne przeszkody, wiek widniejący na pudełku 10+ jest trafiony

Jeszcze kilka słów o tym jak Holi się skaluje.

Mi najlepiej grało się na 3 osoby. To nie znaczy że rozgrywka 2 czy 4- osobowa nie sprawiła mi przyjemności, ale to właśnie z dwoma przeciwnikami miałem poczucie, że wszystkiego jest w sam raz. Na dwie osoby jest ciut luźno na planszy i można w dużej mierze unikać ciosów przeciwnika. Z kolei na 4 osoby na planszach robi się zbyt kolorowo i ciasno, co trochę psuje czytelność. W trójkę mam poczucie większego panowania nad tym co się dzieje, jednocześnie używam wszystkich możliwości taktyczno- strategicznych, jakie daje mi gra. Moje ewentualne zwycięstwo wtedy jest zależne od moich decyzji, a nie od szczęśliwego zbiegu okoliczności.

Najniższy poziom gry Holi widoczny czerwony pion w kształcie tygrysa oraz żetony słodyczy w tle fragment żółtego pionka

Podsumowując, czy Holi posiada unikatową mechanikę?

Raczej nie, ale na pewno daje trochę powiewu świeżości w świecie abstraktów. Przede wszystkim jest tu sprytne połączenie kilku mechanik, które powodują, że rywalizujemy, a nie układamy pasjansa. Tu mamy wyścig, mamy też kontrolę terenu i namiastkę walki. Wszystko to jest bardzo emocjonujące. A dodatkowo wszystko toczy się na trzech poziomach, co powoduje, że każda decyzja pali zwoje mózgowe.

To także daje odpowiedź na pytanie czy Holi jest w stanie przebić się na rynku w gąszczu wielu mocnych tytułów. Niewątpliwie jest dość oryginalna, aby mówić tu o sporym potencjale i atrakcyjności. Daje inne odczucia niż gry, które dotychczas zostały wydane w tej kategorii. Wróżę więc jej świetlaną i radosną przyszłość.

Czy jest to dobra i wciągająca gra?

Zdecydowanie tak! Rozgrywka angażuje, jest dynamiczna. Bardzo mi się podoba warunek zakończenia rozgrywki. Decyduje tutaj wyczerpanie zasobów (kart bądź żetonów). Wszytko jasne, przejrzyste, bez żadnego dodatkowego dogrywania rund. Podoba mi się również ciągła rywalizacja i kombinowanie: jak swoim kolorem mogę trafić w pionek przeciwnika, a może lepiej zebrać żetony słodyczy albo może to jest ten dobry moment, aby przenieść się na wyższy poziom. Każda tura daje szereg możliwości. No i jest ładna i kolorowa. Zdecydowanie jest tu spora estetyczna przyjemność z grania (ach te pionki!).

 

zdjęcia kart wariantu zaawansowanego na nich wybrane karty schemtaów ułożone rewersem oraz rozsypane żetony kolorów

Oczywiście jest kilka minusów.

Są gracze, którzy nie lubią się tłuc, ścigać i przepychać. Holi nie jest grą dla nich. Tu do wyboru mają mnóstwo gier z własnymi planszetkami, na których bez większych przeszkód mogą sobie zbierać punkty. Tutaj też trzeba się trochę pogarbić, co jest niewygodne. Można również niechcący trącić planszę i wszystko rozsypać. Mi osobiście, średnio przypadł do gustu wariant zaawansowany. Mam wrażenie, że te dodatkowe warunki punktacji zostały dodane na szybko, z braku lepszych pomysłów. Jednak, aby być zupełnie szczerym, zdarza mi się korzystać z tej opcji, aby urozmaicić sobie rozgrywkę. No i na koniec, nie w każdym wariancie liczbowym równie dobrze rozgrywka się skaluje.

Nie zmienia to faktu, że Holi bardzo polecam, nawet jeżeli ktoś ma cały regał abstraktów.

 

Igi Paulina i Maciek selfie po biegu color run w kolorowym piasku w tle stadion narodowy

Jest tu wszystko za co lubię ten rodzaj gier, a dodatkowo dostaję emocjonującą i bezpośrednią interakcję z przeciwnikami, która powoduje chęć kolejnej i kolejnej rozgrywki. Oczywiście pamiętajmy, że finalnie chodzi o radość 😉

Dziekuję wydawnictwu MUDUKO za przesłanie egzemplarza gry do recenzji!

Więcej fajnych gier znajdziecie na stronie wydawnictwa: www.muduko.com – zapraszamy do odwiedzania!

Maciek

więcej o autorze KLIK

Loading spinner