Ku… Kamil zmielił w ustach nieme przekleństwo i po raz setny tej nocy zacisnął dłonie na burcie. Wzrok miał wbity w taflę morza.
– Co jest młody? Ale zajebista wyprawa, co nie? – zarechotał Edi podchodząc do niego i klepiąc go po ramieniu. – Zobaczysz, czuję że dziś się obłowimy. Charknął, splunął przez burtę i odszedł do pozostałych mężczyzn. Ci stali w kółku, jarali szlugi, podawali sobie butelkę alkoholu nieznanego pochodzenia i co rusz wybuchali basowym tubalnym śmiechem. Co drugi to większy, bardziej łysy i bardziej wytatuowany. Kamil nie miał nic do tatuaży, sam miał trzy, ale… Towarzystwo, do którego mu było dane dołączyć wyglądało jakby jeszcze całkiem niedawno śmigało po więziennym spacerniaku…
Zabiję go! Przysięgam, jak wrócę żywy, zabiję go! – myślał nerwowo, choć starał się przybrać pozę, jakby go nic nie ruszało. – W co ten Łuki mnie wpakował…
A wszystko zaczęło się od niewinnej rozmowy z kumplem. Potrzebował szybko zarobić na wyjazd z Sandrą. Spytał Łukasza, swojego najlepszego kumpla, czy nie słyszał o jakiejś robocie do ogarnięcia na pierwszy miesiąc wakacji. Ten najpierw zaprzeczył, sam kisił się w biurze u swojego ojca, ale na drugi dzień zadzwonił i powiedział, że jego kuzyn Edi ma nagraną ekstra robotę. Jeden weekend nad morzem, a wynagrodzenie jak za cały miesiąc. Warunek – zaawansowany stopień nurkowy. Na twarzy Kamila pojawił się przysłowiowy banan. Kochał nurkować, a oferta brzmiała jak praca marzeń…
Jeszcze kiedy pod osłoną nocy, po cichu, niemal skradając się szukali w porcie właściwej łodzi, łudził się, że wszystko będzie w porządku. W końcu nie ma nic podejrzanego w wypływaniu w morze przed świtem…
Kiedy jednak zobaczył tą najstarszą i najnędzniejszą w porcie łajbę, która okazała się ich celem, poczuł ukłucie niepokoju. Już chciał się wycofać, powiedzieć do kuzyna kumpla, że to jakiś żart i że rezygnuje, ale wtedy dołączyło do nich czterech podejrzanie wyglądających gości.
– Co to za dzieciak? – spytał Ediego najmroczniejszy typ z grupy. Niewysoki, ale barczysty. Był pozbawiony jakiegokolwiek owłosienia, łącznie z brwiami i rzęsami, a jego oczy sprawiały wrażenie, jakby to one, a nie księżyc roztaczały wokół zimne, błękitne światło.
– Spoko, ręczę za niego. Dobrze nurkuje. – powiedział nerwowo Edi – Poza tym potrzebujemy szóstego.
Typ przeszył Kamila spojrzeniem. Potem obrócił się do towarzyszy i głośno się zaśmiał – Taaa, potrzebujemy.
Atmosfera wyraźnie się rozluźniła. Zaczęto nawoływać szypra. Na pokład wrzucono jakieś worki i skrzynie. Jak tylko odcumowano łódź w ruch poszły szlugi i butelki, a całe towarzystwo wpadło w niemal w imprezowy nastrój. Prawie całe… Poza Kamilem, który przysiadł na jednej ze skrzyni i autentycznie zastanawiał się czy nie wskoczyć do wody i wpław nie wrócić do portu…
***
– Dobra ludzie. Cisza. – zagrzmiał dźwięczny i mocny głos szypra.
– Ponieważ jest wśród was nowy, przypomnę i powtórzę podstawowe zasady. Zadanie jest proste. – Zebrani nawet nie tłumili śmiechu. Szyper odczekał, aż minie nagły wybuch wesołości i powtórzył. – Zadanie jest proste, aczkolwiek nie pozbawione ryzyka. Powiem więcej, odpowiednia doza ryzyka – powtórzę – RYZYKA, a nie BRAWURY – Kazmir słyszysz, ryzyko, a nie brawura, kumasz różnicę – zwrócił się do szczerbatego brodacza, z nosem jak u boksera – a więc ryzyko może przynieść korzyści. Sami jednak kalkulujecie jak głęboko schodzicie, co zabieracie ze sobą i kiedy się wynurzacie. Ja kontroluje tylko poziom tlenu. – Szyper zauważył zdziwienie i przerażenie na twarzy Kamila – Ty Edi, wyjaśniłeś wszystko młodemu?
– No… jakoś tak ogólnie, no bo yyy.. czasu nie było – Edi uśmiechnął się krzywo i nieszczerze i podrapał się po karku.
– Do czorta! Edi! Jeden trup w sezonie mi wystarczy! Ja pitolę, pogięło cię? Czasu nie było? 5 godzin z Warszawy jechaliście, dwie godziny na morzu… Co za debil. – pomstował szyper, a Edi przepraszająco wzruszył ramionami.
– Dobra, ubierać się i szykować. – zakomenderował surowo szyper – a Ty młody chodź ze mną.
Kamil poszedł za starym wilkiem morskim. Twarz szypra złagodniała. Spojrzał na Kamila niemal jak ojciec i spytał – Ile masz lat?
– 21 – odpowiedział Kamil.
– Młody jesteś, ale ja w sumie zacząłem pływać dużo wcześniej. Dobra, nie ważne. Co nagadał ci Edi? Eh… ten chłopak niestety nie grzeszy rozumem…
– No, to miała być robota… No pomoc w akcji wydobycia skarbu z dna morza… – odpowiedział Kamil.
– Taa… mniej więcej. Słuchj, to nie jest takie nurkowanie jakie znasz…
– Wiem, nurkowałem już w morzu – przerwał mu Kamil.
– Morze to jedno. Chodzi jednak o sprzęt i system. Poza tym to nie jest akcja pod nadzorem Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi… To nie jest akcja pod jakimkolwiek nadzorem.
Kamil chciał o coś spytać, ale tym razem szyper nie pozwolił mu się wtrącić i kontynuował.
– Widzisz te trzy wielkie zbiorniki? To tlen. Wasz tlen. Nurkujecie podłączeni do tego wspólnego zbiornika. Schodzicie stopniowo. Jeden za drugim przymocowani do wspólnej liny i wspólnego przewodu z tlenem. Jeżeli napotkasz jakiś pakunek, coś co może przedstawiać jakąś wartość, decydujesz czy to zabierasz czy nie. Możesz zawrócić i wypłynąć, albo zejść głębiej. Pamiętaj jednak, im bardziej się męczysz tym więcej zużywasz tlenu. Jeśli tlen się skończy, ja włączam automatyczną wciągarkę. Jeśli poczujesz szarpniecie musisz wypuścić wszystko co masz w rękach, inaczej nie uda się was wyciągnąć. Dobra. Czas nas goni. Idź się przebrać. Zejdziesz ostatni. – Szyper szorstko zakończył i ruszył do reszty.
Kamilowi kołatało się w głowie milion pytań… jak to wspólny tlen? … jak to kurwa, jeden trup w sezonie? Nie było jednak na nic czasu, bo zanim się zorientował, miał już na sobie piankę, płetwy i już był przypinany do liny…
– No panowie, może to nie skarb Czarnobrodego, ale wszystko wskazuje na to, że mamy dziś szansę na obfite łowy – zakrzyknął z mostka szyper.
– ŁOOOO!!! – Podekscytowani nurkowie zawyli. Ich euforia zaczynała się udzielać nawet Kamilowi.
– Powodzenia żółtodziobie. – krzyknął łysy ponury typ, który w świetle dziennym wyglądał jeszcze bardziej przerażająco. Po czym jako pierwszy wskoczył do morza. Po 10 sekundach kolejny.
W minutę wszyscy już byli pod wodą. Kamil starał się oddychać spokojnie i jednocześnie obserwować towarzyszy. Niestety nie wiele widział. Postanowił zejść głębiej. Ktoś go minął. Wypływał. Cholera. Kamil nadal nic nie miał. Nie może wrócić z pustymi rękami. Nagle coś dostrzegł i ruszył w dół, zanim jednak dopłynął do celu, skarb zgarnął inny towarzysz. Wszyscy zaczęli się już wynurzać, tymczasem on nerwowo nadal szukał swojej zdobyczy. Jest! Ma! Nie będzie wstydu. Nagle poczuł szarpnięcie. Kurde, zapomniał o tlenie. Lina zaczęła go ciągnąć w górę. Nie zostawi skarbu. Nie. Musi z czymś wypłynąć. Przecież nic się nie stanie. Zaczął tracić oddech, ale uparcie trzymał swoją zdobycz. Jak przez mgłę widział opadające łupy innych. Jestem za ciężki pomyślał i wypuścił skarb…
Wyciągnęli go niemal w ostatniej sekundzie. Szyper szarpał nim i wrzeszczał – Co ci mówiłem gnojku! Kutwa twoja mać! Czujesz szarpnięcie i wypuszczasz z rąk wszystko co masz! Ja pierdole, zawsze znajdzie się jakiś cwaniak. Nie nurkujesz w kolejnych turach.
– Khe, khe…Nie… – zakaszlał Kamil – przepraszam… ja już wiem, chce spróbować jeszcze raz.
– Herr Kapitan, nie denerwuj się. Za pierwszym razem każdy traci głowę. Daj młodemu się wykazać – powiedział Kazmir, a reszta go poparła.
Szyper w milczeniu wciągnął głęboko powietrze, co wyraźnie go uspokoiło. – Dobra, niech płynie. Ogarnijcie go. Za 15 minut kolejne zejście. – powiedział, a potem spojrzał na Kazmira i warknął – Ile, kutwa razy mówiłem ci, żebyś nie nazywał mnie Herr Kapitan!
Szyper wrócił na mostek.
Kazmir uśmiechnął się i zwrócił się do Kamila – Nie przejmuj się, zawsze się tak wydziera. A co do nurkowania, i tak najlepsze łupy zgarnia się w trzeciej, ostatniej turze. Załapiesz o co chodzi.
Po kilku minutach wszyscy byli już gotowi do kolejnego zejścia. Kamil miał wejść do wody pierwszy. Tym razem dopisało mu szczęście, jak tylko się zanurzył od razu na coś trafił. Wziął łup ze sobą. Przez chwilę wahał się, czy już się wynurzać, czy jeszcze nie. Wtedy zobaczył, jak jeden z towarzyszy płynie do miejsca, w którym opadły skarby wypuszczone z rąk przez tych nurków, którym nie udało się wypłynąć w poprzedniej turze. Ale się obłowi – pomyślał Kamil i zdecydował, że sam również zejdzie jeszcze głębiej. Znowu na coś trafił, miał już dwa trofea. Cholernie ciężko się z nimi płynęło.
Zdecydował, że zawróci, ale było już za późno… Poczuł szarpnięcie. Tym razem nie zwlekał, od razu wypuścił łupy z rąk.
Na pokładzie zorientował się, że nie tylko on nie ma żadnego skarbu. Edi, też wypłynął z pustymi rękoma. Kamil jednak już wiedział co zrobi w ostatnim zejściu. Zapamiętał gdzie spadły jego dwa łupy i łupy Ediego. Wskoczył do wody jako trzeci. Trafił na dobry prąd. Od razu popłynął w obranym kierunku. Ktoś podążał jego śladem, ale Kamil starał się nie rozpraszać. Cel był jeden. Nie brał nic po drodze, nie mógł tracić sił. Musiał jak najszybciej dotrzeć do skarbów. I wrócić. W zasadzie powrót był najważniejszy. Żeby starczyło tlenu, żeby starczyło tlenu – powtarzał w myślach. Łup ciążył, ale był coraz bliżej powierzchni. Jeszcze kilka machnięć płetwami. Już prawie jest. Udało się!!!
Kamil wykończony leżał na pokładzie. Głęboko oddychał. Towarzysze podchodzili do niego po kolei i gratulowali mu. – Dobra robota młody!
Szyper w ciszy oceniał wartość skarbów. Po chwili wstał. Widać było, że jest zadowolony.
– Panowie jest nieźle, naprawdę nieźle. Tytuł lidera bez zmian – spojrzał wymownie na łysego typa spod ciemnej gwiazdy – ale dziś miał godnego rywala. Brawo młody.
Wracali do portu w radosnej atmosferze. Nawet Kamil przyłączył się do rozmów. Adrenalina jeszcze długo buzowała mu w żyłach. Wszystkie nerwy nocy i poranka gdzieś wyparowały. Tak jak obiecał Edi, jeden wypad, a dola… przerosła jego oczekiwania.
Czy spróbuje jeszcze raz? Sam jeszcze nie zna odpowiedzi na to pytanie…
Paulina
więcej o autorce KLIK
Najnowsze komentarze