Witam wszystkich w tekście otwierającym cykl wpisów, w których na bieżąco będę opowiadał Wam o moich planszówkowych odkryciach.

 

Jako że niniejszy tekst jest tekstem otwierającym, pozwolę sobie podsumować nieco dłuższy okres mojego grania. Jest to tym bardziej uzasadnione, że rok 2020 był pod wieloma względami wyjątkowy – pandemia zafundowała nam bowiem sporo czasu na granie.

 

zestaw pudelek gier podwodne miasta calico skarpetkowe stwory minecraft builders and biomes brass lancashire brass birmingham deep sea adventure trajan

 

Przechodząc do konkretów: moje serce przede wszystkim skradły Brassy.

I trudno mi powiedzieć czy wolę grać w Birmingham czy w Lancashire. Posiadam oba i oba egzemplarze mają dość znaczące ślady zużycia i z żadnym nie jestem w stanie się rozstać.

 

front pudelek gier brass lancashire i birmingham stojace frontem elementy gier rozsypane na stole

 

Przede wszystkim porwała mnie tematyka Brassa oraz umiejscowienie akcji – autorzy idealnie wbili się w moją fascynację Rewolucją Przemysłową.

Dodatkowo dla kibica Manchesteru United, psycho fana Black Sabbath, który metalowe granie lubi sobie złagodzić muzyką Beatlesów, lepszych regionów Anglii nie można było wybrać.

I zdaję sobie sprawę, że to jest euro i jest to głównie super działająca mechanika, ale autentycznie czuję się urażony jeżeli ktoś mi mówi, że nie ma w tych grach klimatu, bo ja przy każdej rozgrywce czuję ten smog, sadzę i zapach pieniądza, głównie zdobytego wyzyskiem klasy robotniczej.

 

rozsypane zetony fioletowego gracza kilka monet oraz znacznikow piwa w tle frahment okladek gier brass lancashire oraz birmingham

 

Wyobrażam sobie rozwój tych miast, pnących się kominów i gorąc kotłów hutniczych i parowych, który można sobie ochłodzić łykiem podrzędnego Ale z wiejskiego domowego browaru. A jeszcze jak wyobraźnia podpowie, że od powstania kolejarskiej drużyny Newton Heath dzieli mnie kilka lat, to w mojej głowie rodzi się kilka historii w Dickensowskim stylu.

Nakręcony wrażeniami, które zapewniły mi Brassy, skusiłem się na slogany reklamujące Barrage.

I tu muszę przyznać – nieco się zawiodłem.

 

okladka do gry barrage z przodu elementy gry

 

Obietnica podobieństw do Brassa szybko się rozmyła, bo już z pierwszą rozgrywką. Niby jest okej, całkiem sprawnie działająca mechanika, jest zapowiadana krótka kołderka, także negatywna interakcja między grającymi, a jednak zupełnie mnie to wszystko nie porwało. Mam wrażenie, że wszystko co najlepsze w tej grze dzieje się w kilu pierwszych ruchach – potem jest tylko ponoszenie pozytywnych bądź negatywnych konsekwencji tych początkowych decyzji.

 

planszetka wraz z elementami do gry barrage w tle okladka gry

 

Są oczywiście gracze, których to będzie kręciło i muszę przyznać, że jest to całkiem dobra gra. Po prostu ja się w nią nie potrafię wczuć i zwyczajnie są w niej elementy, które mnie nudzą.

 

Deep Sea Adventure to kolejny tytuł, który jest dla mnie nowy, a który trafił na stół w zeszłym roku.

Co tu dużo pisać – kocham takie miniaturki w klimacie barowym, które można wytłumaczyć w pięć minut i które dają wiele emocji i śmiechu. Mechanika zachęca do ryzyka, które z reguły źle się kończy i które jest głównym składnikiem emocji, bo chciwość premiuje niewielu, ale kto nie ryzykuje ten nie będzie się cieszył wygraną.

 

rozlozona gra deep sea adventure w tle okladka gry

 

Gra nie jest dla planszówkowych elitarystów – dużo tu losowości, a szczęście jest tu głównym składnikiem wygranej. Natomiast niewątpliwie, jest to potencjalna masowa gra komercyjna, która ze względu na wysoką cenę, brak lokalizacji i szerokiej dystrybucji w Polsce nie trafiła na podatny grunt.

A szkoda.

 

pudelko gry deep sea adventure obok rozsypana zawartosc pudelka

 

Trajan Stefana Felda to po Brassach i Barrage kolejne zaawansowane euro, w które dane mi było zagrać kilka razy w zeszłym roku.

Zupełnie nie potrafię wyjaśnić czemu uwielbiam gry Stefana Felda, ale z reguły gra mi się w nie bardzo przyjemnie. I nie inaczej jest z Trajanem, bo niby jest dużo planowania, myślenia, kombinowania, to jednak mechanika oparta na klasycznej Mankali ma na mnie działanie relaksująco-terapeutyczne. Może dlatego, że ciągły proces myślowy pod hasłem „jak zaplanować ruch kosteczek po tackach” powoduje, że odcinam się od reszty świata.

 

Planszetka gracza wraz z rozlozonymi elementami gry w tle okladka gry trajan

 

Zdecydowanie muszę podkreślić, że matematyka w tej grze działa bardzo sprawnie, a elementy mechaniki świetnie się zazębiają. Oczywiście, jak to u Felda bywa, klimat i fabuła jest rzeczą drugorzędną, no i naturalnie, krótka kołderka i braki w zasobach dają się we znaki, co akurat jest ogromnym plusem w tej grze.

 

 

W końcu też, po kilku ładnych latach leżenia na półce wstydu, udało mi się przeprowadzić rozgrywkę w T.I.M.E Stories.

No i była to rewelacja w Nowy Rok, która nas pochłonęła na cały dzień i część wieczoru.

 

pudelka time stories dodatkow sprawa marcy madame bractwo smokow tajemnica maski bractwo wybrzeza

 

Niestety, jak się  przejdzie scenariusz, to trzeba zainwestować w kolejne, co już naturalnie uczyniłem. Nie wiem jak inne historie, ale ta podstawowa bardzo mnie rozczarowała zakończeniem, które pozostawiło mnie z niedopełnieniem całej fabuły i z wieloma pytaniami, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi, coś jakby w kreskówce Scooby Doo po ściągnięciu maski potwora kończył się odcinek, bez wyjaśnienia motywów przestępcy.

Niemniej jednak zabawa jest przednia, którą z czystym sumieniem polecam.

 

Podwodne Miasta to, obok Trajana, kolejny tytuł, w który gra mi się bardzo przyjemnie.

Wszystko tu działa, fajnie się zazębia, jest odrobina złości na przeciwników, kiedy zajmą Ci upragnione miejsce, ale głównie jest to relaksujący, umysłowy, przejrzysty pasjans do którego z wielką radością będę wracał.

 

rozlozona planszetka gracza wraz z elementami gry podwodne miasta w tle okladka gry

 

Nie rozumiem jedynie porównań do Terraformacji Marsa, która to według mnie jest zupełnie inną grą. Pozwalając sobie jednak na konfrontację, Terraformacja bardziej broni się klimatem i poczuciem „cywilizacyjnego” rozwoju i nie będę ukrywał bardziej przez to sobie ją cenię.

 

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o grze abstrakcyjno-logicznej. W tej kategorii moje top 1 to Calico.

Gry osobiście nie posiadam, ale wkrótce nadrobię tę zaległość, bo tytuł ten na mojej liście przebija wszelkie Azule i Reefy (które też bardzo sobie cenię). Oczywiście, jak to często bywa, do tej gry usiadłem bardzo niechętnie i sceptycznie nastawiony.

No bo bądźmy szczerzy, nawet jak gra jest abstrakcyjna i temat nie odgrywa tu praktycznie żadnej roli, to robienie kocyków dla kotków dla 37-letniego faceta nie jest zbyt zachęcającym tematem. W trakcie rozgrywki wszystko to poszło w niepamięć, mój rosnący entuzjazm przyćmił wewnętrznego krytyka, a pierwsza partia zrodziła następną i następną.

 

okladka gry calico z lezacymi elementami gry przed nia

 

Prostota zasad, możliwość urozmaicania sobie rozgrywki dodatkowymi wariantami celów punktowania, kombinowanie i poczucie lekkich emocji hazardowych powodują, że tę grę mogę polecić z czystym sumieniem zarówno początkującym graczom jak i tym starym wyjadaczom, którzy nie zawsze mają czas na kilka godzin rozgrywki, a głód grania trawi ich wnętrze.

Tym bardziej, że w grę śmiało można zagrać nawet z 8-letnim synem😊 (który oczywiście ograł starych).

 

Skoro o dzieciach mowa, to na zakończenie dwa tytuły, w które gram właśnie głównie z dziećmi. Przy czym, co najważniejsze, to granie sprawia mi wiele frajdy.

Pierwsza gra to Minecraft Builders & Biomes. Ten tytuł ma wiele elementów, które sobie bardzo cenię: ostre emocje, trochę układanki, planowanie strategii, dopasowywanie taktyki do zmieniających się warunków i poczynań przeciwników, no i ta odpowiednia, nie za duża i nie za mała, szczypta losowości.

 

okladka gey minecraft builders and biomes przed nia rozlozone elementy gry

 

Dodatkowo łatwo się przyciąga do niej miłośników wersji wirtualnej i nie ma obaw, że zrazi się tym młodszych odbiorców do planszówek.

 

pionki i elementy gry minecraft builders and biomes w tle fragment okladki

 

Drugim tytułem, który dla mnie jest dość świeżym tematem i który zaskoczył mnie bardzo pozytywnie są Skarpetkowe Stwory. Pierwszym szokiem była nowa linia Galakta Kids.

Wydawca, który jest kojarzony z dość zaawansowanymi tytułami, jak choćby moja ukochana Star Wars Rebelia, wypuszcza na rynek grę o skrzatach i sympatycznych aczkolwiek złośliwych potworkach, które są odpowiedzialne za frustrujący problem ze znalezieniem skarpety do pary. Drugim zdziwieniem, był fakt, że gra jest super wciągająca zarówno dla dorosłych jak i dzieci. Mamy tu do czynienia z prostą, ale mądrą mechaniką, w której musimy sobie ułatwić zbieranie skarpet jednocześnie przeszkadzając w tym zadaniu innym graczom.

 

rozlozona gra skarpetkowe stwory w tle okladka i karta skrzata

 

Najbardziej jednak urzekł mnie w tej grze fakt, że wraz z kolejnymi rozgrywkami odkrywamy kolejne pokoje, które dają nam nowe elementy i wprowadzają nowe zasady do gry – taka zabawa w zabawie.

Uważam, że tak powinno się robić gry dla najmłodszych, dlatego Galakta dostaje ode mnie olbrzymie brawa za decyzję.

 

To tyle z tytułów, które poznałem w ostatnim roku z kawałkiem i które udało mi się zgłębić na tyle abym mógł z czystym sumieniem opisać swoje wrażenia z rozgrywki.

 

Oczywiście grania było zdecydowanie więcej, ale albo w stare tytuły, albo w gry, które nie zapadły w pamięć. Jestem super ciekawy co myślicie o tych grach, czy graliście, czy zwróciły waszą uwagę, czy macie podobne, czy też inne wrażenia do moich?

Będę bardzo szczęśliwy, jeżeli podzielicie się swoimi spostrzeżeniami, a ja postaram się wam co jakiś czas opisać kilka tytułów, w które ostatnio udało mi się trochę pobawić 😉

 

Maciek

więcej o autorze KLIK

Loading spinner